niedziela, 24 września 2017

Carlos Ruiz Zafón– „Gra Anioła”

W mrocznej, niebezpiecznej i niespokojnej Barcelonie lat dwudziestych, młody pisarz, żyjący obsesyjną i niemożliwą miłością, otrzymuje od tajemniczego wydawcy ofertę napisania książki, jakiej jeszcze nie było, w zamian za fortunę i, być może, coś więcej.

Z niezwykłą precyzją powieściopisarską i w charakterystycznym dlań, oszałamiającym stylu, autor "Cienia wiatru" ponownie przenosi nas do Barcelony Cmentarza Zapomnianych Książek, by obdarować niezwykłą intrygą, romansem i tragedią poprzez labirynt tajemnic, gdzie czar książek, namiętności i przyjaźni splatają się w mistrzowskiej opowieści.

Jest to druga książka z cylu stworzonego przez Zafona, chociaż chronologicznie powinna się znajdowac przed „Cieniem Wiatru”, ponieważ zdarzenia opisywane w tej powieści opowiadają  m.in. o dziadku i ojcu Daniela. Oczywiście nie są to jedyni bohaterowie! Są to jedynie bohaterowie drugoplanowi, ponieważ cała akcja skupia się na Davidzie, Isabelli i wielu innych osobach. Mimo tych ewidentnych powiązań książki Zafona można czytać w różnej kolejności, ponieważ każda z nich tworzy własną zamkniętą historię.

„Ja sobie poczytam, bo życie jest krótkie.”

Cóż mogę powiedzieć o tej książce oprócz tego, że jestem nią zachwycona? Akcja jest trochę pogmatwana, ale czytelnik, który całkowicie się zgłębi w przedstawianą mu historię jest w stanie nadążyć za tokiem wydarzeń, a nawet czasami wyprzedzać je myślami. Książka pochłania i czyta się ją bardzo szybko, z resztą jak każdą książkę stworzoną przez tego autora.

„Człowiek staje się takim, jakim widzą go oczy pożądanej osoby.”

Bohaterowie... czytelnik sie po prostu w nich zakochuje. Stworzeni są z pełna starannością i widać, że zanim pojawili się na kartach tej powieści, autor dokładnie zaplanował jaki wpływ będą mieć na historię. W „Grze Anioła” nie ma miejsca na przypadek.

Autor posługuje się prostym i lekkim językiem, co dodatkowo usprawnia czytanie tej książki i zwiększa przyjemność. Jest napięcie, są tajemnice, jest dochodzenie, czyli jest wszystko co powinno znajdować się w dobrej książce.

Moja ocena: 6/6

„Poezję pisze się łzami, powieść krwią, a historię rozczarowaniem.”

Tytuł Oryginalny: El Juego del Angel
Wydawnictwo: Muza
Liczba stron:608

Cykl "Cmentarz Zapomnianych Książek":
  1. "Cień Wiatru"
  2. "Gra Anioła"
  3. "Więzień Nieba"
  4. "Labirynt Duchów"


Share:

środa, 20 września 2017

Kara Thomas – „Mroczne Zakamarki”

W Fayette, prowincjonalnym miasteczku w Pensylwanii, na każdym kroku czają się ponure tajemnice. Tessa, która wyjechała stąd w dzieciństwie, cały czas starała się nie myśleć o tym, co wydarzyło się tamtej letniej nocy. Tak mroczne przeżycia mogą zostawić w pamięci niezatarty ślad, jeśli tylko im się na to pozwoli.

Callie, jej przyjaciółka, została w Fayette. Przeprowadziła się do innego domu, więc nie musi codziennie patrzeć na te same ściany, ale Callie zawsze była tą silniejszą. Dlatego potrafi stawiać czoła demonom i ma nadzieję, że pewnego dnia znikną na dobre, jeśli będzie ostro imprezowała.

Jako dziewczynka Tessa nigdy nie rozmawiała ze swoją przyjaciółką o tym, co wtedy widziały. Nie przed procesem, w którym obie zeznawały. Ani tym bardziej potem. Po procesie Callie zamknęła się w sobie, a Tessa wyjechała, co tylko sprawiło, że przyjaciółki całkowicie straciły ze sobą kontakt.

Ale od wyjazdu Tessę nurtują pytania. Pewne rzeczy nieustannie budziły jej podejrzenia. A teraz musi wrócić do Fayette – tam, gdzie Wyatt Stokes czeka w celi śmierci na proces apelacyjny, gdzie przed laty zginęła Lori Cawley, kuzynka jej przyjaciółki, i gdzie ukrywa się ktoś, kto może znać prawdę.

Jest to pierwsza książka Kary Thomas opublikowana w Polsce i muszę przyznać, że ta książka podbiła moje serce i jestem PEWNA, że podbije także serca innych czytelników. Osoba, która jest główną bohaterką to Tessa. Tessa w dzieciństwie wraz ze swoją przyjaciółką przeżyła koszmar – kuzynka Callie została zamordowana, a one miały duży wkład w aresztowanie głównego podejrzanego. Po latach tamta historia o sobie przypomina i to w najgorszy możliwy sposób. Tessa z Callie kierowane wyrzutami sumienia i żądzą prawdy, chcą odkryć same co tak naprawdę się wtedy stało. Ich kulejące poszukiwanie doprowadza je do rozwiązań tajemnic, o których nigdy nie miały pojęcia.

Cały czas sie coś dzieje, akcja jest wartka i książkę czyta się szybko i sprawnie. Co prawda początek trochę wolno się rozkręca, ale już po chwili wydarzenia nabierają tempa.  Co rusz pojawiają się nowe tajemnice, a jak już coś wydaje się być rozwikłane, to pojawiają się nowe okoliczności i całą naszą teorię w łeb biorą.

Rolę detektywów przejmują tutaj nastolatkowie, więc oprócz głównej tajemnicy, pojawiają się także typowe młodzieńcze problemy np. z alkoholem. Więc mamy tu połączenie dosłownie wszystkiego. Przez co ta książka staje się jeszcze ciekawsza, a bohaterowie bardziej skomplikowani.

Nic dodać, nic ująć, tę pozycję trzeba przeczytać i to koniecznie. Ma ona dużo punktów kulminacyjnych i nie sposób sie od niej oderwać.

Moja ocena:  5/6

Tytuł Oryginalny: The Darkest Corners
Wydawnictwo: Akurat
Liczba stron: 416

Za możliwość przeczytania dziękuję 

Share:

niedziela, 3 września 2017

Carlos Ruiz Zafón– „Cień Wiatru”

W letni świt 1945 roku dziesięcioletni Daniel Sempere zostaje zaprowadzony przez ojca, księgarza i antykwariusza, do niezwykłego miejsca w sercu starej Barcelony, które wtajemniczonym znane jest jako Cmentarz Zapomnianych Książek. Zgodnie ze zwyczajem Daniel ma wybrać, kierując się właściwie jedynie intuicją, książkę swego życia. Spośród setek tysięcy tomów wybiera nieznaną sobie powieść "Cień wiatru" niejakiego Juliana Caraxa. Zauroczony powieścią i zafascynowany jej autorem Daniel usiłuje odnaleźć inne jego książki i odkryć tajemnicę pisarza, nie podejrzewając nawet, iż zaczyna się największa i najbardziej niebezpieczna przygoda jego życia, która da również początek niezwykłym opowieściom, wielkim namiętnościom, przeklętym i tragicznym miłościom rozgrywającym się w cudownej scenerii Barcelony gotyckiej i renesansowej, secesyjnej i powojennej.

Chyba każdy szanujący się czytelnik powinien choć raz sięgnąć po „Cień Wiatru”, albo przynajmniej wiedzieć, że taka powieść istnieje i podbija ludzkie serca. Osobiście uważam, że jest to jedna z bardziej rozpoznawalnych książek. Kiedy któryś z moich znajomych mówił, że właśnie się za nią zabiera, to reszta grupy z uznaniem przytakiwała i zaczynała ją wychwalać.

„Książki są lustrem: widzisz w nich tylko to co, już masz w sobie.”

Niektórzy zaliczają ją do literatury pięknej obcej. Zgadzam się z tym, jednakże jest to niewystarczający opis, ponieważ mamy tam tyle tajemnic i sekretów, że spokojnie zaczyna to podchodzić pod jakiś kryminał czy sensację. Nie przesadzam! Cała historia opiera się na rozszyfrowaniu życia Juliana Caraxa, a okazuje się, że co osoba to inna wersja opowieści o życiu tego pisarza, a Daniel wraz z rzeszą pomagających mu ludzi musi zdecydować, która ma w sobie najwięcej prawdy i odkryć kim naprawdę jest Julian i jak dużo mają ze sobą wspólnego.

„...ten, kto kocha naprawdę, kocha w milczeniu, uczynkiem, a nie słowami.”

Czytając kolejne rozdziały odkrywałam coraz więcej elementów łączących Juliana i Daniela, który zdał sobie z tego sprawę dopiero później. Bohaterowie książki są niesamowici. Każdy reprezentuje sobą coś innego, weźmy jako przykład takiego Fermina, który jest ucieleśnieniem lojalności, sprytu i oddania. Ten człowiek rozbawiał mnie do łeż – musicie przeczytać by się dowiedzieć dlaczego.

Niby książka ma 502 strony, ale tego się nie odczuwa. Język jakim jest napisana ta książka jest tak lekki i tak przyjemny w odbiorze, że zanim się spostrzegłam przeczytałam tą książkę.

Polecam - nic dodać, nic ująć. Warto przeczytać.

Moja ocena: 6/6

Tytuł Oryginalny: La sombra del viento
Wydawnictwo: Muza
Liczba stron: 520


Cykl "Cmentarz Zapomnianych Książek":
  1. "Cień Wiatru"
  2. "Gra Anioła"
  3. "Więzień Nieba"
  4. "Labirynt Duchów"
Share:

sobota, 26 sierpnia 2017

Wanda Majer-Pietraszak – „Srebrny Widelec”

Nawet najsilniejsi ludzie muszą mieć w życiu ostoję. Tam, gdzie bezduszny świat przetacza się nad człowieczymi losami z siłą huraganu, gdy spełnienie marzeń przychodzi nie w porę, gdy najłatwiej jest powiedzieć, że to już koniec, nie chcę w tym uczestniczyć, trzeba znaleźć kogoś, kto odegna upiory i pomoże nam się podnieść. Dwie kobiety, Laura i Antonina, dwie utracone nadzieje, nieprzyjazny świat i łzy, które potrafią przesłonić rzeczywistość.
W tym zamęcie jest też ciepły kąt, domowa kuchnia w magicznym miejscu, gdzie przy pierogach i gorącej herbacie to, co złe, znika, niczym śnieg po wiosennym deszczu. I choć nie można mieć wszystkiego, czasami wystarczy chwila, którą nieoczekiwanie zsyła nam przyjazny los.
Wanda Majer-Pietraszak po raz kolejny pokazuje, jak wielka siła kobiecej przyjaźni potrafi pokonać najtrudniejsze chwile. A że odważnym szczęście sprzyja, Laura i Antonina nie zostaną ze swoimi troskami tak zupełnie same. Bowiem Srebrny Widelec to miejsce, gdzie niejedno się może wydarzyć.

Chyba każdy przyzna, że tytuł tej powieści obyczajowej jest intrygujący. To właśnie on spowodował, że sięgnęłam po tą pozycję, ponieważ zazwyczaj trzymam się z daleka od polskich obyczajówek. W sumie od każdej obyczajówki trzymam się z daleka, po prostu preferuję np. kryminały czy fantastykę. Ale muszę powiedzieć, że to pierwsza obyczajówką, którą mi się tak dobrze czytało. Momentami dialogi były nienaturalne, ale nie powodowało to, że miałam ochotę odstawić tą książkę, więc jest to jak najbardziej do przeżycia.

Mamy dwie główne bohaterki – Laurę i Antoninę. Oby dwie są aktorkami, które chwilowo musiały zrezygnować z pracy w teatrze na rzecz pracy w restauracji nazwanej Srebrny Widelec. Restauracja ta ma swoich stałych klientów, którzy są przyjaciółmi naszych bohaterek. Dzięki nim ich życie ulega zmianie, one same się zmieniają, zaczynają walczyć o swoje szczęście. Oczywiście na swojej drodze spotykają także nowe osoby, które przewracają ich życie do góry nogami, albo to one przerwacają życie tych osób.

Język jest bardzo lekki co sprawia, że książkę czyta się przyjemnie i szybko. Głównie historię opowiada Antonina, ale zdarzają się momenty, kiedy narrację przejmuje Laura, a nawet chwilę Wiktor zwany także Profesorem. Jest to swobodna narracja, chociaż momentamii gubiłam się i zastanawiałam w jakich czasach jest osadzona ta książka.

Polecam, w szczególności na (niestety) coraz zimniejsze dni . Jest to wyjątkowo dobra polska obyczajówka.

Moja ocena: 5/6

Tytuł Oryginalny: -
Wydawnictwo: Muza

Liczba stron: 317

Za możliwość przeczytania dziękuję 

Share:

wtorek, 22 sierpnia 2017

Raphaëlle Giordano – „Twoje drugie życie zaczyna się, kiedy zrozumiesz, że życie jest tylko jedno”

Wydaje się, że trzydziestoośmioletnia Camille ma wszystko, czego trzeba do szczęścia: męża, dzieci, dobrą pracę. Dlaczego więc ciągle ma wrażenie, że szczęście wymyka się jej z rąk? Pragnie tylko jednego: odnaleźć tę właściwą drogę i cieszyć się życiem. Kiedy poznany przypadkowo rutynolog Claude proponuje jej nietypową pomoc w osiągnięciu tego celu, przyjmuje ją bez wahania. Uczy się bycia kreatywną, krok po kroku odmienia swoje życie, zrywa z nużącą rutyną i rusza na podbój świata, by spełnić swe marzenia…

Muszę powiedzieć, że sądziłam, iż poradnika nie da się stworzyć oblekając go w fabułę, dając mu pełnokrwistych bohaterów, a tu jednak okazuje się, że to jest jak najbardziej możliwe. Byłam zaskoczona jak szybko wciągnęłam się w tą książkę. Zazwyczaj czytanie poradników zajmowało mi więcej czasu, bo na każdym kroku się zastanawiałam, porównywałam opisywane przykłady do swojego życia. A tutaj zupełnie nieświadomie to robiłam, pochłaniałam kolejne strony i w pewnym sensie nie mogłam się doczekać, aż główna bohaterka Camille spotka się znowu z Claude’em , a on zaserwuje jej kolejną dawke porad.

Wiem, że jest to debiut Pani Giordano, czuć to. Jej pióro nie jest tak lekkie jak pióro wprawnego pisarza, ale to są dopiero początki, dlatego trzeba być wyrozumiałym. W niektórych miejscach dialogi między Camille a np. jej mężem czy synem były zbyt sztuczne, zbyt wymuszone. Nie mogę się jednak doczepić do wypowiedzi Claude’a. Widać, że autorka pisała o czym co stanowi całe jej życie. W przystępny sposób posługując się postacią tego „rutynologa” przedstawiała kolejne metody, za pomocą których można było zmienić swoje życie.

Ta książka podbiła francuski rynek. Osobiście uważam, że to samo stanie się w Polsce. Jest to nowe, świeże podejście w tworzeniu poradników. Według mnie stworzony w ten sposób poradnik jest bardziej przystępny dla czytelników, bo od razu widzimy jak bohaterka stosuje się do tych rad, jak w rzeczywistości powinno to wyglądać. Bo zawsze w tradycyjnym poradniku jest podawana jakaś zasada/polecenie/rada i czasami człowiek zastanawia się jak on to ma wykonać. W tym przypadku mamy zaserwowany przykład Camille – kobiety żądnej zmiany, która mając praktycznie wszystko, nie ma tego jednego, czyli szczęścia.

Fabuła była trochę przewidywalna, kolejne kroki bohaterki do przewidzenia, ale spora dawka psychologicznych rad, które są w przystępnej formie przedstawione sprawia, że książkę się czyta by dowiedzieć się co następnie Claude doradzi Camille.

Dla ludzi, którzy chcą coś zmienić w swoim życiu, ta książka jest idealna. Polecam.

Moja ocena: 5/6

Tytuł Oryginalny: Ta Deuxième Vie Commence Quand Tu Comprends Que Tu N'en As Qu'une
Wydawnictwo: Muza

Liczba stron: 272

Za możliwość przeczytania dziękuję 

Share:

środa, 16 sierpnia 2017

Sarah Lotz - "Dzień czwarty"

Apokaliptyczny thriller, który każdemu zmrozi krew w żyłach. W wyniku niewytłumaczalnej awarii luksusowy wycieczkowiec traci kontakt ze światem. Na dryfującym statku dochodzi do kolejnych, coraz groźniejszych wydarzeń. Giną pasażerowie i członkowie załogi, a dzieła zniszczenia dopełnia tropikalny sztorm. Przywództwo nad garstką ocalonych obejmuje kobieta obdarzona nadprzyrodzonymi zdolnościami, ale czy to wystarczy, żeby uratować garstkę niedobitków? I czy ocalenie w ogóle jest możliwe?

Najbardziej rażącą wadą tej książki jest [uwaga] zbyt obficie wypełniony szczegółami opis książki na okładce. Kiedy go przeczytałam fabuła nie była dla mnie zaskoczeniem, tylko po kolei opisywała to co było wspomniane w opisie. To spowodowało, że wiedziałam co powinno teraz nastąpić, jaka relacja połączy dane osoby itd.. Nie oznacza to wcale, że nie było efektu zaskoczenia, bo owszem, książka trzyma w napięciu i autorka często wplata wątki, które nie zostały wspomniane w tym obszernym opisie.

Sarah Lotz jest autorką misternie stworzonego przerażającego thrilleru, który niepokoi, przeraża i otula mrokiem czytelnika. Książka dosłownie ogarnia osobę czytającą swym mrokiem i wypuszcza dopiero po przeczytaniu ostatniej strony. Autorka nie daje nam chwili do wytchnienia, kiedy już myślimy, a nawet po prostu mamy nadzieję, że wszystko się uspokoiło choćby na chwilę, to właśnie wtedy ona wplata w fabułę coś co powoduje jeszcze większe zaskoczenie i zamieszanie. Tak jest to zrobione z samym końcem tej powieści – już myślimy, że nic więcej nie może się wydarzyć, a tu jednak baam i mamy niepokojący koniec, który pozostawia niedosyt i przerażenie. Prawdę mówiąc to siedziałam jak na szpilkach czytając tą książkę.

Pierwsza była „Troje”, a w następnej kolejności „Dzień czwarty”. Owszem czytałam debiutancką książkę Pani Lotz, czyli „Troje”, ale po głębszej analizie uważam, że spokojnie można czytać „Dzień czwarty” bez uprzedniego czytania „Trojga”. Wszelkie wątki, które stanowią powiązanie między tymi powieściami zostały w wyjaśnione w bardzo sprytny sposób, bo czytelnik nie jest przytłoczony informacjami z poprzedniej części. W pewien sposób książki te tworzą jakąś całość, ale równocześnie każda opowiada swoją odrębną historie. Zapewne w kolejnej części wymagana będzie wiedza z obydwu książek, ale to są tyko moje dywagacje.

Nigdy nie sądziłam by postaci jednej książki mogły być tak przesiąknięte mrokiem. Tak de facto każda osoba, która miała jakieś znaczenie w tej powieści, miała swoją tajemnicę, emanowała niepokojem i sprawiała, że ta książka jest jeszcze bardziej mroczna. Czytelnik sam musi zdecydować jaka jest prawda, musi wybrać w co ma wierzyć i komu zaufać, a to nie jest takie łatwe zadanie. Bohaterowie są równie misternie stworzeni co fabuła. Nie ma tu miejsca na przypadek. Wszystko jest dokładnie zaplanowane.

Serdecznie polecam tym, którzy nie mieli jeszcze styczności z twórczością Sarah Lotz, ale także tym, którzy już ją znają. Gwarantuję Wam, że będziecie czytać tą książkę na wdechu i nie będziecie chcieli jej odstawić. Jest jak narkotyk. Mroczny narkotyk, który zapewnia niesamowite przeżycia.

Przeczytajcie, a sami się przekonacie, jak bardzo mroczny może być thriller.

Moja ocena: 5/6 (-1 za zbyt obszerny opis)

Tytuł Oryginalny: Day Four
Wydawnictwo: Akurat
Liczba stron: 416

Cykl "Troje":

  1. "Troje"
  2. "Dzień czwarty"

Za możliwość przeczytania dziękuję 

Share:

niedziela, 13 sierpnia 2017

Paul Kalanithi – „Jeszcze jeden oddech”

Paul Kalanithi był jednym z najzdolniejszych amerykańskich neurochirurgów i ogromnym miłośnikiem poezji. W wieku 36 lat, po blisko 10-letniej pracy w charakterze neurochirurga i pod koniec wyczerpującej rezydentury, w momencie gdy Paulem zaczęły interesować się najważniejsze instytuty badawcze i najbardziej prestiżowe kliniki, młody lekarz usłyszał diagnozę IV stadium raka płuc.

W jednej chwili Paul zmienia się z lekarza ratującego życie w pacjenta, który sam podejmuje walkę z chorobą. I zaczyna pisać. Wytrwale, strona po stronie, niezależnie od trudności, jakie przynosiła postępująca choroba.

„Jeszcze jeden oddech” to szczera, wzruszająca historia wybitnego lekarza, który stanął twarzą w twarz ze śmiercią. Zapis determinacji i świadectwo walki.

Paul Kalanithi zmarł w marcu 2015 roku, niemal do ostatniej chwili pracując nad tekstem. Ta niedokończona książka doskonale oddaje ulotność naszego życia.

Ta książka trafiła w moje ręce jako prezent urodzinowy. Początkowo zachwyciła mnie sama okładka, ale było to spowodowane tym, że książki medyczne mnie w sobie bez problemów rozkochują i nawet nie potrzebują otwarcia.  Potem wyciągnęłam jedną zakładkę ze stosu zakładek i otworzyłam książkę. W sumie nie potrzebowałam tej zakładki, ponieważ dosłownie na wdechu przeczytałam całą książkę.

„Jeszcze jeden oddech” to autobiografia pewnego młodego neurochirurga, który dopiero co rozwija swoje skrzydła. Przed nim rozciągają się nowe możliwości rozwoju kariery, wystarczy tylko po nie sięgnąć. W momencie kiedy Paul Kalanithi właśnie wyciąga rękę po jedną z nich dostaje diagnozę, która jest niczym innym jak wyrokiem śmierci. Potem postrzeganie świata i śmierci przez Paula zmienia się. Do tej pory zajmował się śmiercią jako lekarz oraz człowiek, który gustował w literaturze klasycznej, po diagnozie staje się pacjentem. Zaczyna odczuwać to co do tej pory było dla niego fikcją, bo skąd miał wiedzieć jak się czują jego pacjenci w obliczu nadchodzącej śmierci?

Kiedyś narzekałam, że w książkach było mało dialogów, ale w tym przypadku nie jest to bardzo odczuwalne. Ciekawe spostrzeżenia autora, cytaty pochodzące z klasyków literatury sprawiają, że ta książka nas pochłania, rozumiemy ciąg myślowy autora i dostrzegamy to co on chce nam przekazać.

"..Jeśli życie niezbadane nie jest warte przeżycia, to czy nie przeżyte życie warte jest badania?.."

Nie spodziewałam się, że ta książka tak na mnie wpłynie i zmieni moje postrzeganie świata. W pewnym momencie byłam tak zachwycona tą powieścią, że nawet zaczęłam się zastanawiać czy autor napisał coś jeszcze i dopiero po chwili przypomniałam sobie, że autor nie miał szansy nawet dokończyć tej pozycji. Pokazuje to tylko, że mimo iż autor nie zajmował się zawodowo pisaniem, jego styl i sposób przedstawiania rzeczywistości jest porywający.

Nie wiem co jeszcze mam powiedzieć. Polecam. Z całego serca polecam.

Moja ocena: 6/6

Tytuł Oryginalny:  When Breathe Becomes Air

Liczba stron: 234
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Share:

poniedziałek, 31 lipca 2017

Stieg Larsson – „Zamek z piasku, który runął”

Dwie ciężko ranne osoby zostają przywiezione do izby przyjęć szpitala Sahlgrenska w Goeteborgu. Jedną z nich jest Lisbeth Salander, poszukiwana listem gończym i podejrzana o podwójne morderstwo. Jest w ciężkim stanie, ma ranę postrzałową głowy, musi natychmiast być operowana. Druga osoba to Alexander Zalachenko, starszy mężczyzna, któremu Salander zadała cios siekierą.

Trzecia i ostatnia część trylogii milenijnej zaczyna się w miejscu, w którym skończyła się „Dziewczyna, która igrała z ogniem”. Lisbeth Salander przeżyła pogrzebanie żywcem, ale jej problemy wcale się jeszcze nie kończą. Zalachenko jest dawnym profesjonalnym zabójcą na usługach sowieckich służb specjalnych. Ponadto jest ojcem Salander, a jego syn próbuje teraz zabić dziewczynę. Potężne siły chcą uciszyć Lisbeth Salander raz na zawsze.

Równocześnie Mikael Blomkvist szpera w ukrytej przeszłości Lisbeth Salander i wkrótce trafia na ślad prawdy. Pisze demaskatorski reportaż, który ma oczyścić Lisbeth Salander i wstrząsnąć w posadach rządem, Säpo i całym krajem. Nareszcie Lisbeth Salander otrzymuje szansę, by rozprawić się ze swą przeszłością. Jest to także szansa, by sprawiedliwość – ta prawdziwa – mogła w końcu zwyciężyć.

Czymże jest 784 stron potężnego tomiska, jeżeli jest to dzieło stworzone przez mistrza kryminałów? Mimo pokaźnych rozmiarów książkę czyta się bardzo szybko i lekko. W żaden sposób nie odczuwa się wagi ani wielkości tej pozycji. Osobiście uważam, że to najlepsza część z trylogii, pozostałe dwie są niesamowite, ale ta bije je na głowę.

Nie mogłam się doczekać procesu Salander i nie zawiodłam się. To było mistrzostwo świata. Początkowo była sama, ale z biegiem czasu otrzymywała wsparcie od przyjaciół, znajomych, a nawet hakerów. Wszyscy się zjednoczyli by prawda wyszła na jaw. Oczywiście nie obeszło się bez wieeelu komplikacji, kolejnych tajemnic wychodzących na światło dzienne oraz nowych postaci, które musiały coś pomieszać w tej historii.

Szczerze powiedziawszy jestem pod wrażeniem, że mimo takiego natłoku postaci, wątków,tajemnic czytelnik się nie gubi i nadąża za historię. Ten tom jest zdecydowanie bliżej thrillera politycznego niż poprzednie części. Żeby przeczytać tą część trzeba najpierw zapoznać się przynajmniej z drugą częścią, ponieważ jest to prawdziwa kontynuacja „Dziewczyny, która igrała z ogniem”.

Jeżeli już posmakowaliście twórczości Stiega Larssona, to na pewno musicie zapoznać się z tą pozycją.

Wszystkie tajemnice rozwiązane, prawda wyszła na jaw, bohaterowie znowu zaczynają żyć pełnią życia. Wszystko co najlepsze rozgrywa się pod koniec, ale to już standard w przypadku kryminałów, a w szczególności tych pisanych przez Larssona.

Cóż mogę powiedzieć – przeczytajcie, a nie pożałujecie.

Moja ocena: 6/6

Tytuł Oryginalny: Luftslottet som sprängdes
Wydawnictwo: Czarna Owca
Liczba stron: 784

Seria „Millenium”:
  1. „Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet”
  2. „Dziewczyna, która igrała z ogniem”
  3. „Zamek z piasku, który runął” 
  4. * ”Co nas nie zabije” (recenzja wkrótce) – książka autorstwa Davida Lagercrantza
Share:

piątek, 28 lipca 2017

Bartłomiej Świderski – „Szklane żądło”

Na jachcie „Szklane Żądło”, zacumowanym w cichym zakątku Zalewu Zegrzyńskiego, ginie młoda kobieta. Właściciel jachtu, przedsiębiorca, Olaf Dziki, znał ofiarę bardzo dobrze. To Agnieszka, porzucona przez ojca i matkę, kobieta z emocjonalnymi deficytami, która znajdowała upodobanie w sadomasochistycznych zabawach. Związała się z Olafem wyłącznie dla zapewnienia sobie ekstremalnych doznań. Ich relacja skończyła się dla Agnieszki tragicznie w momencie, gdy oboje stracili kontrolę nad rzeczywistością. Dziki nie pamięta okoliczności śmierci kobiety, bo w chwili zabójstwa był nieprzytomny. Śledztwo prowadzone przez komisarza Wyszyńskiego wykazuje, że krytycznej nocy na jachcie przebywała także Grażyna, poprzednia partnerka Olafa. To ona staje się główną podejrzaną. Okazuje się także, że pośrednio do zbrodni mógł się przyczynić zamontowany na „Szklanym Żądle” eksperymentalny system audio, testowany przez Olafa dla jednego z biznesowych kontrahentów. Czy ten nowy trop doprowadzi Wyszyńskiego do ujęcia sprawcy?

W moje ręce wpadł kolejny polski kryminał i niestety upewniłam się w przekonaniu, że mimo iż polskie kryminały są bardzo dobre, to jednak skandynawskie są przodownikami w tym gatunku. Tą pozycję przyjemnie się czytało, ale momentami musiałam walczyć sama ze sobą, by nie odłożyć jej na bok, ponieważ akcja bardzo spowolniała.

Bardzo spodobał mi się zabieg z wymieszaną narracją – mieliśmy pokazaną perspektywę różnych ludzi począwszy od Olafa Dzikiego, przez Wyszyńskiego, Grażynę, a nawet denatkę. To sprawia, że mamy pełniejszy obraz sytuacji, bardziej rozumiemy niektóre zachowania. Ba, pomaga to nam nawet samodzielnie rozwiązać tajemnicę, jaką jest owianą śmierć Agnieszki. Dzięki temu ta książka podbiła moje serce i właśnie z tego powodu będę polecać tą książkę wszystkim miłośnikom kryminałów.
Bohaterowie są skomplikowani, przez co akcja jest bardziej napięta i pogmatwana, a to sprawia, że czytelnik jest coraz bardziej wciągany w tą sieć kłamstw i tajemnic. Są skomplikowani, ale dzięki wspomnianemu wcześniej zabiegowi w narracji jesteśmy w stanie rozszyfrować te postaci.

Akcja jest dynamiczna, chociaż czasami zwalnia i robi się nostalgicznie, a to nie jest najlepsza rzecz w kryminale. Dialogi są naturalne, przez co książkę czyta się lekko i sprawia nam to przyjemność. Bardzo mi sie podobało to, że pod koniec książki wszystko się wyjaśniło i nie było miejsca na domysły.

Polecam i to tak naprawdę polecam, bo jest to jedna z lepszych pozycji na półce zatytułowanej „kryminały polskie”. Przy tej książce pomyślicie trochę, ale się nie zmęczycie i będziecie mieć dużą frajdę w rozwiązywaniu zagadki.

Moja ocena: 5/6

Tytuł Oryginalny: -
Wydawnictwo: Muza

Liczba stron: 352


Za możliwość przeczytania dziękuję 

Share:

wtorek, 25 lipca 2017

Krzysztof Koziołek - "Góra Synaj"

Anton Habicht za psie pieniądze pracuje w policji porządkowej Glogau (Głogowa). Gdy na jego drodze staje śledczy Matzke z policji kryminalnej i proponuje, żeby pracował razem z nim, Habicht nie może uwierzyć we własne szczęście. Pomaga Matzkemu przy śledztwie w sprawie śmierci chłopca, którego zwłoki znaleziono w zoo, na wybiegu dla niedźwiedzi.
Tymczasem w oddalonej o 35 km Neusalz (Nowej Soli) znaleziono zwłoki utopionego chłopca. Tamtejsza policja zajęła się śledztwem, a na własną rękę prowadzi swoje pewna hrabina.
Czy zgony młodych chłopców są ze sobą powiązane, a jeśli tak, to kto za nimi stoi? Dochodzenie w Glogau zatacza coraz szersze kręgi i wreszcie podejrzenie pada na pewnego obywatela pochodzenia żydowskiego, ale czy na pewno jest to sprawca, czy może kozioł ofiarny? W jaką grę sekretarz kryminalny Matzke wplątał Habichta i czy prowadząca na własną rękę śledztwo hrabina jest tylko znudzoną panią domu?

To było moje pierwsze spotkanie z Panem Krzysztofem, ale wiem, że nie było ostatnie. Był to także mój pierwszy kryminał retro. Autor musiał się nieźle natrudzić by napisać taką historię w okresie, kiedy to Żydzi byli napiętnowani, Niemcy byli Panami, a Polacy próbowali walczyć o swoje. Czapki z głów za to, że zwyczajne życie w tamtym okresie opisał tak, jakby opisywał życie w obecnych czasach. Oznacza to, że autor musiał godzinami ślęczeć nad historycznymi książkami w bibliotekach by móc w tak wiarygodny sposób oddać na łamach książki realia tamtego czasu.

Mamy dwie osoby, które prowadzą narrację – hrabinę oraz młodszego Unterwachtmeister, są to osoby, które przedstawiają dwa skrajne środowiska. Anton Habicht ledwo wiąże koniec z końcem, zaś Franziska czas wolny spędza na kupowaniu kapeluszy i oglądaniu przedstawień teatralnych. Jednakże obydwoje podejmują się tego wyzwania, jakim jest wyjaśnienie tajemniczej śmierci dzieci w dwóch różnych miejscach. Każde z nich działa z różnych powodów, każde z nich wykorzystuje różne metody i każde z nich odgrywa jakąś rolę.

Mamy mordercę, mamy sposób, ale nie mamy powodu i to jedyna rzecz, której mi bardzo brakowało. Nie wiem co się stało, że TA osoba postąpiła w TEN sposób. Oczywiście pod koniec książki wiele kwestii się wyjaśnia, ale niestety nie powód i to jest w sumie jedyny minus, jakiego się dopatrzyłam podczas czytania tej książki.

Jest to misternie stworzony kryminał. Widać, że autor włożył mnóstwo pracy, żeby to obmyśleć i spisać. Książka jest napisana łatwym językiem, zawiera wiele faktów historycznych i po prostu wciąga. Akcja jest dynamiczna, nie ma zbędnych przestojów, tylko cały czas coś się dzieje i jest to zdecydowanie ogromny plus.

Wszyscy miłośnicy kryminałów powinni sięgnąć po tą pozycję i powinni dać się wciągnąć w ten niemiecki świat opisany przez Pana Krzysztofa Koziołka. Polecam z całego serca!

Moja ocena : 5/6 (-1 za brak wyjaśnienia przyczyny)

Tytuł Oryginalny: -
Wydawnictwo: Muza

Liczba stron: 304

Za możliwość przeczytania dziękuję 

Share:

czwartek, 20 lipca 2017

Paulina Świst – „Prokurator”

Trzydziestoletnia, niezwykle atrakcyjna Kinga Błońska jest szczęśliwą kobietą. To znaczy była. Od wielu lat dzieliła życie z tym samym mężczyzną a zawodowo, jako błyskotliwa adwokatka, odnosiła sukcesy na sali sądowej. Teraz jednak fortuna przestała jej sprzyjać: nie dość, że przyłapała męża na zdradzie, to musiała również podjąć się prowadzenia sprawy groźnego bandyty „Szarego”. Co gorsza, „Szary” jest jej przyrodnim bratem, z którym od dawna nie miała – i nie chciała mieć – nic do czynienia.

Wydarzenia ostatnich tygodni postanawia odreagować w dyskotece. Po raz pierwszy w życiu ma ochotę zachować się nieodpowiedzialnie… i udaje się jej to aż za bardzo. Ląduje w mieszkaniu Łukasza, którego dopiero co poznała na parkiecie. Po niesamowitych miłosnych uniesieniach, zaspokojna seksualnie, ale skacowana moralnie, ukradkiem wraca do domu. Zaledwie kilka godzin później przekonuje się, że pech upodobał ją sobie na dobre: "facet na jedną noc" okazuje się prokuratorem prowadzącym sprawę jej przyrodniego brata. Jakby tego było mało, wszystko wskazuje na to, że pozasłużbowe kontakty Kingi i Łukasza nie ograniczą się do jednego gorącego spotkania…

Jest to debiut, dlatego czytałam tę powieść z pewną dozą wyrozumialości. Mam mieszane uczucia w stosunku do tej pozycji, z jednej strony pomysł autorki był genialny, ale z drugiej strony sposób jego realizacji pozostawiał wiele do życzenia. Dialogi były w niektórych miejscach tak wymuszone, że aż się krzywiłam. Ale na pocieszenie dodam, że miejscami książka nadrabiała i czułam się jakbym czytała powieść napisaną przez doświadczonego pisarza.

Niby prosta historia – piękna i seksowna Pani adwokat wplątuje sie w romans z przystojnym, bardzo męskim prokuratorem, potem okazuje się, że stoją po przeciwnych stronach w sądzie, a to tylko powoduje więcej problemów. Potem na jaw wychodzą kolejne sekrety, pojawiają się nieporozumienia, niedopowiedzenia i już mamy podwaliny dobrego kryminału. Teraz wystarczy dodać jeszcze pare zawirowań, błyskotliwych dialogów oraz barwnych postaci.

Bardzo podobał mi się zabieg z częstą zmianą narracji i z brakiem podziału na rozdziały. Dzięki temu książka stała się dynamiczna i po prostu wciągała czytelnika. Ja sama pochłonęłam ją w niecały jeden dzień.

Postaci wykreowane przez autorkę nie są jakieś nadzwyczajne, bez wad, wspaniałe. Są one prawdziwe. Dzięki czemu możemy bardziej się wczuć i dać się wciągnąć książce. Jedyne co mnie czasami denerwowało to wymiana zdań między głównymi bohaterami, czyli między Kingą a Łukaszem. Chemia i fizyczny pociąg tylko częściowo to tłumaczą, ale momentami było to bardzo irytujące, jednak potem przypominałam sobie, że to debiut i nie obędzie sie bez żadnych potknięć.

Co zaś się tyczy scen erotycznych, to na początku były one bardzo nieśmiale opisywane, ale widać, że autorka pisząc tą ksiażkę rozkręcała się, bo już późniejsze sceny były śmiałe, wręcz miejscami brutalne.

Jednakże polecam tą książkę. Jest to dobra pozycja na hm... nie napiszę zrelaksowanie, bo podczas czytania siedziałam jak na szpilkach, bo chciałam się już dowiedzieć jaka jest prawda. Jest to idealna książka na odcięcie się od rzeczywistości i przeniesienie się do innego miejsca. Mam nadzieję, że autorka się nie podda i niedługo stworzy kolejne dzieło, ponieważ jestem bardzo ciekawa jak rozwinie się jej umiejętność pisarska i jestem również ciekawa jej kolejnymi pomysłami.

Moja ocena: 4,5/6

Tytuł Oryginalny: -
Wydawnictwo: Akurat
Liczba stron: 320

Za możliwość przeczytania dziękuję 

Share:

wtorek, 18 lipca 2017

Tony Kososki – „Widzieć więcej. Podróż przez Ekwador, Kolumbię i Wenezuelę”

"Dzień dobry, ja autostopem z Rio de Janeiro" – to hasło, którym 22-letni Tony Kososki jednał sobie wszystkich, bez wyjątku, spotykanych podczas podróży ludzi. I nieważne, czy znajdował się w Ekwadorze – najbardziej europejskim spośród poznanych przez niego krajów Ameryki Południowej, wciąż zmagającej się z problemem narkotyków Kolumbii, gdzie mimo całego zła żyją najcudowniejsi ludzie świata, czy w pogrążonej w kryzysie Wenezueli.

Tony lubi zaskakiwać i łamać stereotypy. Już w Brazylii podjął decyzję o ograniczeniu swoich wydatków za transport i noclegi do minimum, czyli do zera. Czy udało mu się zrealizować ten cel i jak wpłynęło to na jego podróż? Jak doszło do tego, że spędził noc w wenezuelskim areszcie i dwa tygodnie w raju na Karaibach za jedyne 20 groszy? Gdzie oglądał walki kogutów i polował na krokodyle? Dlaczego realia Wenezueli poznawał, stojąc w tamtejszych kolejkach? Czy udało mu się zrozumieć fenomen Chaveza i Pabla Escobara? Pytania można mnożyć, a to tylko zapowiedź tego, z czym musiał się zmierzyć.

Czy mi się podobał ten reportaż? Oczywiście! Czy chciałabym podróżować autostopem tak samo jak autor? Retoryczne pytanie! Osobiście moje doświadczenie autostopowe jest niewielkie, bo zaledwie pare razy zdarzyło mi się łapać stopa, ale bardzo przyjemnie to wspominam. Zazwyczaj ludzie, którzy biorą autostopowicza są bardzo sympatyczni, mają ciekawe historie, którymi dzielą się z obcą osobą, wykazują dużo życzliwości. Właśnie takie osoby zabierały z ulicy Przemka Śleziaka (prawdziwe imię i nazwisko autora) podczas jego podróży z Rio de Janeiro. Tony skrupulatnie opisywał kolejne osoby, które pomagały mu podczas podróży. Pod wpływem tej książki stwierdziłam, że w trakcie tych wakacji muszę przejechać co najmniej 100 kilometrów autostopem.

Książka w większości zawiera opis osób, które pomogły Przemkowi w pokonaniu wyznaczonej trasy. Osoby te oferowały mu przeróżną pomoc, począwszy od podwózki, poprzez nocleg, a także zaproszenie na posiłek. Te przypadkowe spotkania sprawiają, że Tony lepiej poznaje kulturę miejsc, przez które przejeżdża, spełnia swoje marzenia np. zjedzenie krokodyla. W tej powieści jest mała dawka historycznych faktów, a jeżeli już są, to przedstawione są w taki sposób, że nie przytłaczają czytelnika.

Zdjęcia! Cudowne zdjęcia! Mam niedosyt, bo zdjęcia są genialne, ale mogłoby być ich więcej. Pobudzaja wyobraźnię i sprawiają, że człowiek chce rzucić wszystko i ruszyć w podróż. Sama okładka przyciąga wzrok i człowiek ma ogromną chęć sięgnięcia po tą pozycję. 

Dzięki tej książce mam potrzebę przeorganizowana swojego życia i wiem, że z czystym sumieniem mogę ją polecić każdemu, który lubi podróżować i jest ciekawy świata.

Moja ocena: 6/6

Tytuł Oryginalny: -
Wydawnictwo: Muza
Liczba stron: 480


Za możliwość przeczytania dziękuję 



Share:

środa, 12 lipca 2017

Katarzyna Misiołek – „Nie podchodź bliżej”

Kiedyś były niemal jak siostry. Dorota wychowywana przez rozchwianą emocjonalnie samotną matkę i Natasza – córka alkoholika, pochodząca z pełnego przemocy domu. Dziś Dorota ułożyła sobie życie. Związana z przystojnym prawnikiem, mieszka w eleganckiej willi nad brzegiem morza i jest szczęśliwa. Jej nastoletnia córka znalazła w jej partnerze ojca, a ona sama w końcu uwiła bezpieczne rodzinne gniazdo. Natasza na wiele lat zniknęła z jej życia i nagle, zupełnie niespodziewanie, zjawia się w rodzinnym miasteczku. Dawna bliskość szybko odżywa; kobiety cieszą się spędzanym w swoim towarzystwie czasem, jednak nad ich znajomością zaczynają się zbierać czarne chmury. Dorota, szczęśliwa z powodu powrotu dawnej przyjaciółki beztrosko zaprasza ją do swojego życia, ale czy Natasza nie przekracza pewnej granicy, zbyt nachalnie ingerując w jej prywatność? I czy w przyjaźni w ogóle można mówić o jakichkolwiek granicach?

To opowieść o niemal intymnej zażyłości bohaterek i złych wspomnieniach z przeszłości, które kładą się cieniem na całą przyszłość. To historia kobiecej przyjaźni, która niespodziewanie zamienia się w toksyczną relację pomiędzy dwiema rywalkami. To zarazem opowieść o grzechach młodości, których konsekwencje dzisiaj mogą być naprawdę dramatyczne.

Książkę pochłonęłam w niecały jeden dzień, a to pokazuje, że jest naprawdę lekko i prosto napisana. Nie jest to debiut tej pisarki, wcześniej stworzyła już cztery książki, które zostały wydane, więc książka jest przemyślana od początku do końca. Muszę się przyznać, że niezbyt przepadam za polskimi autorami, ale powoli zaczynam się przełamywać, a Pani Katarzyna mi w tym bardzo pomogła. Z przyjemnością czytałam jej książkę.

Główna bohaterka, czyli Dorota oraz jej przyjaciółka, która powraca po latach nieobecności to nie są proste postaci. Wręcz przeciwnie. Trudna przeszłość, od której nie da się uciec, nie wiadomo jak bardzo by się tego chciało, ciągnie się za tymi bohaterkami i ma ogromny wpływ na podejmowanie przez nie decyzje. Dorota jest bardzo gwałtowną osobą, ponieważ 90% zdań wypowiadanych przez nią jest zakończona wykrzyknikiem (po pewnym czasie zaczyna to irytować, bo ile można się tak denerwować?). Natasza jest za to idealnym przykładem dwulicowej kobiety, która dąży do osiągnięcia zamierzonego celu przy użyciu obojętnie jakich środków i nie zważa na to, że krzywdzi osoby, które chcą być dla niej oparciem. Zaś Mikołaj jest normalnym facetem, o normalnym zachowaniu i w sumie to jego polubiłam najbardziej, bo zachowywał się tak jak każda osoba powinna sie zachowywać w danych sytuacjach. Co się tyczy Darii – typowa nastolatka w fazie buntu, niekiedy dla mnie całkowicie niezrozumiała, zaprzeczająca sama sobie, ale w tym okresie nastolatki rządzą się własnymi prawami.

Wraz z powrotem dawnej przyjaciółki ułożone życie Doroty zaczyna się komplikować, na wierzch wychodzą stare wydarzenia, które ukształtowały bohaterki. Natasza mocno ingeruje w życie Doroty, która na początku nie była tego świadoma, więc dała jej na to nieme przyzwolenie, które Tasza wykorzystała.

Niektóre dialogi wydają się być bardzo wymuszone, co drażni na początku, ale potem czytelnik przestaje zwracać na to uwagę i po prostu czyta. Niestety rozdrażnienie pozostaje, chociaż wiem, że autorka chciała w naturalny sposób przedstawić m.in. poglądy i przeszłość bohaterów. Szczerze powiedziawszy po pierwszych dwóch/trzech rozdziałach książka po prostu wciąga i wszystko wydaje się być naturalne.

Książkę polecam na deszczowy, leniwy dzień. Jest to przyjemna lektura, którą się pochłania w ekspresowym tempie. Jest to nowość na rynku wydawniczym, którą zdecydowanie POLECAM, POLECAM i POLECAM!

Moja ocena: 4/6

Tytuł Oryginalny: -
Wydawnictwo: Muza

Liczba stron: 352
Share:

niedziela, 9 lipca 2017

Stieg Larsson – „Dziewczyna, która igrała z ogniem”

W kolejnej, po "Mężczyznach, którzy nienawidzą kobiet", części trylogii Millennium główną 
bohaterką jest Lisbeth Salander. Seria dramatycznych wypadków wywołuje u Lisbeth wspomnienia mrocznej przeszłości, z którą raz na zawsze postanawia się rozprawić.

Dwoje dziennikarzy, Dag i Mia, docierają do niezwykłych informacji na temat rozległej siatki przemycającej z Europy Wschodniej do Szwecji ludzi wykorzystywanych w branży seksualnej. Wiele zamieszanych w to osób piastuje odpowiedzialne funkcje w społeczeństwie.

Zanim otworzyłam tą książkę wiedziałam, że będzie ona genialna. Autor utrzymał poziom, który narzucił sobie w poprzedniej części. Przyznaję się, że miałam wysokie wymagania co do tej powieści, ale nie zawiodłam się.

Autor w mistrzowski sposób buduje napięcie, tworzy zagadki, miesza czytelnikom w umysłach i jest sprawcą wielu nieprzespanych nocy, gdy człowiek czyta książkę lub o niej rozmyśla. Zazwyczaj druga część trylogii jest tą najsłabszą częścią, ale Stieg obala ten stereotyp. Ta książka jest zdecydowane lepsza od swojej poprzedniczki. Do tego autor przygotował niesamowite zakończenie, które zmusza czytelnika by od razu sięgnął po trzecią część (co sama zrobiłam, a tym samym w trakcie tygodnia miałam wiele nieprzespanych nocy).

Bohaterowie... jeszcze bardziej skomplikowani, jeszcze ciekawsi. Posiadający jeszcze większą ilość tajemnic i jeszcze ciekawsze charaktery. To jest majstersztyk! Sposób w jaki oni są skonstruowani. Jestem pełna podziwu dla autora.

„Nie ma niewinnych. Chociaż można być w różnym stopniu odpowiedzialnym.”

Podoba mi się to jak autor zręcznie przechodzi między narracjami prowadzonymi przez różnych bohaterów pozostawiając liczne niedopowiedzenia, co jeszcze bardziej buduje napięcie.

Nie będę się bardziej rozpisywać, ponieważ boję się, że zasypię Was mnóstwem spoilerów, a lepiej będzie jak sami będziecie odkrywać fragmentami fenomen tej serii.

Moja ocena: 6/6

„Nigdy nie zadzieraj z Lisbeth Salander. Jej nastawienie do świata jest takie, że jeśli ktoś grozi jej pistoletem, ona załatwi sobie większy.”

Tytuł Oryginalny: Flickan som lekte med elden
Wydawnictwo: Czarna Owca
Liczba stron: 704


Seria „Millenium”:
  1. „Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet”
  2. „Dziewczyna, która igrała z ogniem”
  3. „Zamek z piasku, który runął” 
  4. * ”Co nas nie zabije” (recenzja wkrótce) – książka autorstwa Davida Lagercrantza
Share:

środa, 5 lipca 2017

Charles Dickens - "Opowieść o dwóch miastach"

„Była to najlepsza i najgorsza z epok, wiek rozumu i wiek szaleństwa, czas wiary i czas zwątpienia, okres światła i okres mroków, wiosna pięknych nadziei i zima rozpaczy” – tak rozpoczyna swą niezwykłą Opowieść o dwóch miastach Charles Dickens.

Paryż i Londyn w przededniu Wielkiej Rewolucji Francuskiej. W tym burzliwym okresie splatają się losy młodego francuskiego arystokraty, starego lekarza więzionego niesprawiedliwie przez osiemnaście lat w Bastylii, jego córki i angielskiego prawnika. Dramatyczna, przejmująca historia.

Znakomita powieść Charlesa Dickensa, najwybitniejszego przedstawiciela angielskiej powieści społeczno-obyczajowej drugiej połowy XIX wieku.

„Opowieść o dwóch miastach” można uznać jako typowy klasyk, który powinien zostać przeczytany przez każdego. Jest to po prostu obowiązkowa pozycja. Dlatego też i ja po nią sięgnęłam. Było to moje pierwsze spotkanie z twórczością Dickensa i wiem na pewno, że nie ostatnie.

Niby prosta historia, opowiadająca tylko o miłości i rodzinie, ale Charles Dickens przedstawił to w taki sposób, że ta prosta i z pozoru banalna historia stała się niesamowitą opowieścią, która całkowicie wciąga człowieka. Zaczynamy żyć tą historią. Dickens porywa człowieka na kilka wieczorów i całkowicie zmienia jego światopogląd.

Charles Dickens wykreował wspaniałych bohaterów, którzy są tak realistycznie przedstawieni, że można się z nimi z łatwością utożsamiać. Trudno zaszufladkować ich jako tych dobrych lub tych złych. Każdy bohater jest złożony i za to bardzo cenię autora, ponieważ by ich stworzyć musiał poświęcić dużo czasu i pracy. O ich losie nie będę pisać, ponieważ liczne zawirowania, przypadkowe spotkania odcisnęły piętno na ich życiu i ich zmieniły (a poza tym byłby to spoiler).

„Opowieść o dwóch miastach” to historia o wydarzeniach tragicznych, niesprawiedliwych i okrutnych. Sfrustrowani ludzie, którzy gromadzili w sobie gniew, który musiał kiedyś wybuchnąć i to on spowodował tyle nieszczęść. Instynkt przetrwania oraz nie niezniszczalna psychika człowieka mogą przyczynić się do zniszczenia drugiego człowieka.

Nie zawiodłam się, wręcz zakochałam się w twórczości Dickensa. Nawet jeżeli gdzieś były pewne niedociągnięcia to w trakcie czytania nie zwracałam na to uwagi. Jest to jedna z lepszych obyczajówek, jakie kiedykolwiek czytałam.


Moja ocena: 6/6

Tytuł Oryginalny: "A Tale of two cities"
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Liczba stron: 500
Share:

sobota, 1 lipca 2017

Sabaa Tahir – „Ember in the Ashes. Pochodnia w Mroku”

Po dramatycznych wydarzeniach podczas czwartej Próby, Elias i Laia uciekają z Serry i ścigani przez wojańskich żołnierzy ruszają w podróż po bezdrożach Imperium. Laia musi uwolnić z okrytego złą sławą więzienia w Kauf swojego brata, Darina, jedynego zdolnego przynieść wolność Scholarom. Elias jest zdecydowany pomóc Lai za cenę swojej wolności, a nawet życia. Tymczasem przeciwko Lai i Eliasowi sprzysięgają się wszystkie siły, ludzkie i nadludzkie. Przyjdzie im zmierzyć się z licznym gronem nieprzyjaciół: żądnym krwi imperatorem Markusem, bezwzględną komendantką Czarnego Klifu, sadystycznym naczelnikiem więzienia, a przede wszystkim z Heleną, zakochaną w Eliasie a jednocześnie wierną imperatorowi. Helena, zgodnie z wolą imperatora zostaje wysłana z misją odszukania Eliasa Veturiusa oraz scholarskiej niewolnicy, która pomogła mu w ucieczce i jak się okazuje jest obdarzona nadprzyrodzonymi zdolnościami.

Druga część cyklu tworzonego przez S.Tahir zaczyna się od razu w momencie skończenia pierwszej części. Ma to na celu zdynamizowanie powieści i dzięki temu już od pierwszego zdania jesteśmy brutalnie wciągani do tej przygody. Jeżeli chodzi o akcję i dynamikę, to autorka utrzymuje poziom, który narzuciła sobie w poprzedniej części. Czapki z głów!

Do powieści zostają wprowadzeni nowi bohaterowie, ale w takiej ilości, że nie przytłacza to czytelnika. Skutkiem tego jest fakt, że każda z postaci jest bardzo dokładnie dopracowana i podczas tej lektury jesteśmy w stanie ich dobrze poznać. Jednocześnie autorka nie odkrywa wszystkich kart i pozostawia wiele wątpliwości, które stopniowo są rozwiewane, wiele tajemnic, które są wyjaśniane. To sprawia, że nie potrafimy się oderwać od książki i hasło „jeszcze tylko jeden rozdział” jest powtarzane wielokrotnie, aż do skończenia książki.

Okey, są nowe postaci, ale nie zapominajmy o tych „starych”. Laia dojrzewa, zaczyna bardziej sobie ufać i podejmować rozsądniejsze decyzje. Momentami byłam z niej dumna, że ze strachliwej dziewczynki stała się pewną siebie, wiedzącą czego chce kobietą. Elias tak samo mnie zdziwił, a w szczególności pare jego decyzji. Mam nadzieję, że w następnej części uzasadni dlaczego tak właśnie postąpił, bo nie ukrywam, że momentami nie rozumiałam jego postępowania i skrycie liczę, że miał on jakiś przebiegły plan. A niektórzy bohaterowie wprawili mnie w osłupienie (pozytywne osłupienie).

Sprawa trójkąta miłosnego się rozwiązała za co jestem bardzo, ale to bardzo wdzięczna autorce. Nie zniosłabym gdyby był on pociągnięty dalej. Sabaa Tahir w ciekawy sposób zakończyła ten wątek. Nie spodziewałam się, że w taki sposób z tego wybrnie. Duży plus za to. Bardzo mi się podoba to, że wątek miłosny nie jest tu najważniejszy, jest on tylko dodatkiem, który rozwija się gdzieś tam w tle.

Widać znaczącą różnicę między kunsztem pisarskim zaprezentowanym w pierwszej części, a tym w drugiej. Autorka stała się bardziej świadoma i zręcznie posługuje się narracją by bardziej zachęcić czytelnika do zagłębienia sie w wykreowany przez nią świat. Ma bardzo lekkie pióro, przez co człowiek nie męczy się czytając, tylko odczuwa przyjemność.

Co zaś się tyczy narracji, nigdy nie przepadałam za wprowadzeniem narracji różnych osób, zawsze denerwowały mnie te gwałtowne przeskoki, ale w tym przypadku, muszę przyznać, że to sprawiło, iż akcja była bardziej dynamiczna, napięcie rosło i szybciej się czytało. Więc summa summarum mimo że autorka zrobiła coś czego nie lubię, to zrobiła to w taki sposób, że to polubiłam.

Cóż więcej mogę napisać? Trzeba sie uzbroić w cierpliwość i czekać na kolejną część, która nie wiem kiedy powstanie, ale mam nadzieję, że szybko to nadzejdzie.

Polecam wszystkim fanom fantastyki. Przeczytajcie to, bo warto. Naprawdę!

Moja ocena: 6/6

Tytuł Oryginalny: A Torch Against the Night
Wydawnictwo: Akurat
Liczba stron: 512


Cykl "An Ember in the Ashes":
  1. "Ember in the Ashes. Imperium Ognia"
  2. "Ember in the Ashes. Pochodnia w Mroku"
  3. (jeszcze nie powstała)


Za możliwość przeczytania dziękuję 

Share: