wtorek, 1 lipca 2014

Sarah Lotz - "Troje"

Cztery katastrofy.
Troje ocalonych.
Przesłanie, które zmieni losy świata.
Czarny czwartek. Dzień, którego nie sposób zapomnieć. Dzień, w którym niemal równocześnie w czterech miejscach na świecie dochodzi do katastrof wielkich samolotów pasażerskich. Giną setki ludzi, przeżywa tylko czworo. Jedną z nich jest Pamela May Donald. Leżąc w pogorzelisku, wśród poskręcanych fragmentów kadłuba i zmasakrowanych szczątków współpasażerów, nagrywa na komórkę wiadomość, która wstrząśnie światem. Wkrótce potem umiera.
Zostaje ich tylko troje.
To dzieci, jakimś cudem prawie niedraśnięte, co nie znaczy, że niezmienione. Wokół nich i z nimi zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Nie uchodzi to uwagi religijnych fanatyków na całym świecie. Pojawiają się domysły, podejrzenia i teorie. Niektóre intrygujące, inne fantastyczne, jeszcze inne groźne. Wreszcie komuś przychodzi do głowy myśl, że musi być jeszcze jeden ocalony. Jeszcze jedno cudowne dziecko. Rozpoczynają się poszukiwania, a raczej polowanie.
I wtedy świat zmienia się do końca.

Na przestrzeni kilku miesięcy świat zostaje całkiem odmieniony. Cztery ogromne katastrofy lotnicze, do których dochodzi na czterech różnych kontynentach, ocalonych zostaje tylko Troje, a może jest ktoś jeszcze? Gdy ta wiadomość obiega kulę ziemską pojawiają się niezliczone teorie. Spekulacje powoli przekształcają się w obłęd, któremu nie sposób zapobiec. Liczne wspólnoty kościelne, wierzące w nadejście Apokalipsy oraz zwolennicy teorii o interwencji Obcych tylko potęgują strach wśród ludzi. Rodziny ocalałych dzieci: Bobby'ego, Hiro i Jess, na które spada brzemię opieki nad kilkulatkami, zostają postawieni w bardzo trudnej sytuacji.

Żeby w pełni zrozumieć treść tej książki musimy zwrócić uwagę na rzecz, dla wielu pewnie kompletnie nie istotną, a mianowicie na jej budowę. Tak naprawdę "Troje" to książka w książce. Istnieją dwie autorki, dwie strony tytułowe, dwa kompletnie różne sposoby pisania. Od Sarah Lotz otrzymujemy dramatyczny, niezwykle wciągający wstęp, który powoduje, że "Troje" od samego początku owiana jest mroczną tajemnicą. Następnie zapoznajemy się z Elspeth Martins, która jest autorką swoistego rodzaju rozwinięcia książki Lotz. Wszystkie następne rozdziały mają formę rozmów, jak również korespondencji Martins z uczestnikami katastrof, śledczymi oraz rodzinami dzieci. Właśnie ten rodzaj pisania powoduje niezwykłe urealnienie wszystkich zdarzeń zawartych w tej książce. Emocje bohaterów są niemal namacalne. I tu pojawia się pytanie, które na pewno każdemu z nas przemknęło przez myśl, czy to wszystko wydarzyło się naprawdę?

Moim zdaniem "Troje" to rewelacyjna książka, która wciągnęła mnie już od pierwszych stron. Sam jej unikalny wygląd przyciąga wzrok, ale to nic w porównaniu z jej zawartością. Niektóre korespondencje, mogą gdzieniegdzie zbytnio dłużyć się czytelnikowi, lecz według mnie to wszystko nie ma znaczenia, gdyż chęć odkrycia tajemnicy, która zostaje nam powierzona, już od pierwszych stron, wręcz zmusza nas do rozwikłania jej do końca. Sam język tekstu jest bardzo przystępny i na pewno nie sprawi nikomu problemów. Świetne pierwsze wrażenie, które wywarło na mnie "Troje", sprawia, że chętnie sięgnę po kolejną książkę tej autorki.


Moja ocena 5/6


Tytuł Oryginalny: The Three
Wydawnictwo: Akurat
Liczba stron: 479

Cykl "Troje":




  1. "Troje"
  2. "Dzień czwarty"

Za możliwość przeczytania dziękuję
Wydawnictwu AKURAT

Share:

0 komentarze:

Prześlij komentarz