Anthony Horowitz
Tytuł Oryginalny : Reven’s Gate
Wydawnictwo : Znak
Liczba stron : 254
Na tę książkę natknęłam się zupełnie przypadkiem, kiedy
baraszkowałam po między półkami w miejskiej bibliotece. Moją uwagę przykuła
niebieska okładka i ciekawy tytuł. Tak niebiesko i mrocznie. Wypożyczyłam ją
bez zastanowienia. Tak zaczęła się moja przygoda z Księgami Pięciorga. Czy
żałowałam? W ogóle.
Krucze Wrota to pierwszy tom serii Księgi Pięciorga,
znakomitej sagi, w której mieszają się elementy horroru i fantasy. Główny
bohater, Matt Freeman, wie, że dysponuje nadprzyrodzonymi siłami. Zostaje
objęty programem resocjalizacyjnym i wysłany do Yorkshire pod nadzór budzących
jego wielki niepokój opiekunów. Odkrywa mroczną tajemnicę - ośmiu strażników
chroni świat od złych mocy wygnanych w zamierzchłej przeszłości przez pięcioro
dzieci. Lecz czciciele diabła zrobią wszystko, by zło powróciło…
Otworzyłam książkę, przerzucając pierwsze strony, by po
chwili zobaczyć intrygującą "reprodukcję" zniszczonej kartki papieru,
na której widniały na wpół zamazane słowa, wprowadzające czytelnika w jeszcze
większe zafascynowanie. Po przeczytaniu tych urywanych zdań i pojedynczych
słów, pomyślałam, że oto mam przed sobą lekturę, która pochłonie mnie do granic
możliwości. Mogę sobie wyobrazić, że na moich ustach pojawił się cień uśmiechu
właściwego dla wygłodniałego mola książkowego.
Pierwsze rozdziały utwierdziły mnie w początkowym
przekonaniu. Opowieść zdecydowanie miała ciekawy klimat, przyzwoitą fabułę.
Wszystko było w najlepszym porządku, dopóki nie dotarłam do rozdziału
zatytułowanego "Świeżo malowane". Nie wiem nawet, czy jestem w stanie
opisać swoje zdumienie, kiedy zobaczyłam tak rażący błąd. "Dojechał do
drogowskazu, który nie był złamany. Pisało na nim: GREATER MALLING 4 MILE".
Na dobrą sprawę, nie jest to jednak wina samego autora, więc nie będę ciągnąć
tego tematu.
Historia, pozwolę sobie stwierdzić, całkiem niebanalną,
aczkolwiek może nie do końca wstrząsającą. Mniej więcej w połowie książki
zaczęło pojawiać się coraz więcej usterek stylistycznych, a poszczególne zdania
były zbyt krótkie, żeby sprawiać wrażenie melodyjnych i napisanych w fachowy
sposób, co obniżyło loty samej fabuły, która chwilami może nawet zahaczała o
nudę. Nie zaryzykuję mimo to opinii, że powieść pisana jest przez amatora,
absolutnie nie. Mogę jednak zarzucić autorowi to, że momentami styl wypada
bardzo blado. Nie wiem, ile w tym winy tłumaczącej, a ile samego pana Horowitza.
Opowieść trzyma w napięciu, stwarza możliwość polubienia
pewnych bohaterów, znienawidzenia innych. Bywało, że potrafiłam nawet fuknąć
głośno, kiedy któryś z czarnych charakterów po raz kolejny stawał Mattowi na
drodze. To z pewnością duży plus książki. Pomimo rażących błędów polecam tę
książkę wszystkim.
Moja ocena to 5,5/6
0 komentarze:
Prześlij komentarz